Siedzieliśmy jeszcze na terenie szkoły, chodząc na karuzele.
Dzisiaj mogłam tam zostać cały dzień. Nawet Roxy się nie spieszyło żeby opuścić szkołę.
Wszyscy chodzili uśmiechnięci.
-Skoczymy na watę cukrowa? - spytała Nicole.
-Jasne! - krzyknęła Roxy która je uwielbiała.
One poszły a ja ruszyłam szukać chłopców. Room 94 i Lee. Długo ich nie było.
Usłyszałam krzyki i śmiechy jakiś znak poczułam że to oni.
Jeździli autkami.
-Casper! Nie masz prawa jazdy. Opuszczaj ten pojazd w tej chwili! - krzyknęłam za przyjacielem.
-Jeszcze nikogo nie zabiłem!
-Masz rację. Jeszcze!
W zasadzie to my nawet nie mieliśmy planów na wakacje. Chyba zostaniemy w Londynie.
-No po tobie Wilson bym się nie spodziewał że tak długo tu zostaniesz. - zauważył mnie gościu od matmy. Ale jakoś się nim nie przejmowałam. Wakacje!
-Obliczam średnią prędkość tych samochodów. - zaśmiałam się.
-Ta..Nie wątpię - poszedł.
Później Roxy i Dean poszli do domu strachów. Reszta postanowiła sobie darować.
Zobaczymy ich miny gdy wyjdą. Choć oboje mówią że się nie boją.
W między czasie pobiegłam z Kieranem na rollercoastera, a Nicole z resztą poszła na diabelski młyn.
***
-Dean?! - szukałam go wzrokiem.
-Łaa. - rzucił mi na głowę jakiegoś pająka. Myślałam że zawału dostanę.
-Ej! - otrzepałam się.
-Co się boisz. Tu nie ma nic strasznego. Aaaa! - krzyknął, widząc latające kości.
-No i kto tu się nie boi. - powiedziałam. Wspomniałam że jak się wystraszył to złapał mnie za rękę? Niee? To już wiecie. Cudowne uczucie.
-Dobra puść mnie! Przecież się nie boisz.
-Nnnie. - zająknął się. Spojrzałam na niego i wybuchnęłam śmiechem. Po jakimś czasie wziął mi pałeczki bo uderzałam nimi o wszystko co się dało więc dźwięki były głośniejsze.
Nikogo nie spotkaliśmy po drodze, ale było słychać jakieś krzyki.
Pod koniec wybiegliśmy z tego domu na dwór gdzie stali już wszyscy śmiejąc się z naszych min.
***
-Ha ha. Widzimy że fajnie i miło było. - prychnął Kit.
-Jasne że fajnie. Teraz wy idźcie.- Wepchali ich a ja się zmyłam póki nie zauważyli że mnie nie ma. Poszłam sobie pochodzić, pogadać ze znajomymi ze szkoły.
Usiadłam na ławce i spojrzałam na telefon. Po chwili słychać było dźwięk dzwonka.
-Słucham!
-Cześć. Pamiętasz mnie z lotniska?
-Czy 35 połączeń to nie za mało żeby dać sobie spokój? Pali się? Ktoś ginie? Czy o co chodzi? Skad masz mój numer, pewnie zapisałeś go jak zgubiłam telefon. Zupełnie nie wiem po co. - powiedziałam na jednym tchu nie dając mu szans na odpowiedź.
-Nie dam sobie spokoju. Możemy pogadać? Spotkać się albo coś? - spytał nie jaki Louis.
-Po co mamy się spotykać? Nie znamy się! Nie wiem czy jesteś jakimś pedofilem czającym się na nastolatki. - sama się zaśmiałam gdy to powiedziałam a on jeszcze bardziej.
-Czy jakimś no nie wiem kim. - dokończyłam.
-Nie. Nie jestem. Jedno spotkanie?
-Nie mam czasu teraz. Jest zakończenie roku. Bawię się teraz. Wieczór mam Imprezę. - rozłączyłam się. Naprawdę dziwny i namolny koleś.
Gdy spotkałam go na lotnisku miał koszulkę "Kocham Marchewki" Wtf?
Pokiwałam głową. i pomyślałam że musiałam odebrać bo ile można dzwonić.
-Emily Wilson! Zdrajco! Miałaś tam wejść z nami a ty sobie uciekłaś.- podeszli wszystko.
-Zasada równości. Sprawiedliwość musi być. Proszę, demokracja. Kto twierdzi że Wilson ma wejść do domu strachów? - wygłosiła Nicole. Wszyscy podnieśli ręce, czego się obawiałam.
-A że wszyscy już byli. Wchodzisz sama- wepchała mnie Roxy.
Nie mogę. Przeszłam jakoś normalnie przez ten dom strachów, nie widziałam w nim niczego takiego. Wyszłam po 2 minutach. I wzruszyłam ramionami, ziewając.
-Nie udawaj, nie udawaj. - rzekł któryś z chłopców.
Koło 5 poszliśmy do domu się po przebierać, żeby na 7 być na imprezie.
-I jak tam moja najlepsza córka się spisała? - spytała mama sięgając po kartkę z ocenami.
-Najlepsza? Jedyna!
Pff myślała że mnie zaskoczy. Ale to ja byłam najlepszą osobą w tym domu. Bo moi bracia?
No oni jakoś mądrzy i fajni nie są. Najstarszy jest dwa lata starszy, jest na studiach, a drugi rok. Rzadko bywają w domu.Ten młodszy częściej.
-No, no. Nawet dobrze. - powiedziała po chwili patrzenia.
-Nawet? Pff.
-Oczywiście matma..
-Bo ten gościu się uwziął! A wogóle nie mówmy o szkole. Mam wakacje!!
-Dobra, dobra. Co zjecie? - spytała.
-Nic. Najedliśmy się w szkole.
-Nie zdrowe jedzenie.. - rzekła sama do siebie idąc do salonu.
Po godzinie znowu wszyscy się zebraliśmy.
Roxy wyszła oburzona, wszyscy po jej minie wiedzieli że siostra coś zrobiła.
-Więc co tym razem? - spytałam.
-Nie zgadniecie! Przychodzę do domu, chciałam sobie zagrać na gitarze. I nigdzie jej nie było i nie było. Przeszukałam wszystko.
***
-Gdzie jest moja gitara?! - weszłam jej do pokoju.
-A gdzie twoje maniery i pukanie? - zapukałam w ścianę.
-Gdzie ona jest?
-Ja nic nie wiem. Ty masz syf w pokoju. Może posprzątaj i się znajdzie.
-Zawsze jest w jednym miejscu. Ty ją schowałaś. - powiedziałam już spokojniej.
-Pff.
Po 15 minutach kłócenia się wygrałam i oddała mi ją.
-Wiedziałam że tylko ty jesteś na tyle mądra. - wyszłam z pokoju.
Czemu ona musi mi aż tak dokuczać? Zrobiłam jej coś? Zawsze ona była tą lepszą, rodzice bardziej ją lubili. Ale to ja miałam prawdziwych przyjaciół.
***
-No to tak w skrócie. - opowiedziała nam Roxanne.
Weszliśmy na pięknie przystrojoną balonami i różnymi dekoracjami salę.
Muzyka wabiła do tańca. Nogi same się ruszały, a ciało za nimi.
***
Louis.-Zayn widzisz tą dziewczynę? - spytałem.
-Którą?
-Tą blondynkę, w białej koszulce!
-Widzę. Oo niezła. - powiedział i dostał w plecy. - No co?! Znasz ją?
-Tak. Znaczy tak jakby.
-To podejdź do niej na co czekasz.- wypchnął mnie do przodu.
***
-Cześć. - stanął obok mnie brunet w koszulce w paski. Przetarłam oczy, bo nie wiedziałam czy mam przewidzenia?! Co on tu robi?!
HURRA!! w końcu uległaś moim namowom :D jak mogłaś skończyć w takim momencie?! świetny!! to teraz zaczynam nudzić o następny :D :3
OdpowiedzUsuńgifek na końcu idealnie pasuje mi do miny jaką wtedy mógł mieć Louiś.superancki! świetnie,że dałaś kawałek z imprezą,w momencie że nogi same idą do tańca to aż mnie otrzepało z podekscytowania,że my też za tydzień będziemy się bawić! czekam na dalszy ciąg potańcówki ^^
OdpowiedzUsuń