czwartek, 31 stycznia 2013

Rozdział 3


Siedzieliśmy jeszcze na terenie szkoły, chodząc na karuzele.
Dzisiaj mogłam tam zostać cały dzień. Nawet Roxy się nie spieszyło żeby opuścić szkołę.
Wszyscy chodzili uśmiechnięci.
-Skoczymy na watę cukrowa? - spytała Nicole.
-Jasne! - krzyknęła Roxy która je uwielbiała.
One poszły a ja ruszyłam szukać chłopców. Room 94 i Lee. Długo ich nie było.
Usłyszałam krzyki i śmiechy jakiś znak poczułam że to oni.
Jeździli autkami.
-Casper! Nie masz prawa jazdy. Opuszczaj ten pojazd w tej chwili! - krzyknęłam za przyjacielem.
-Jeszcze nikogo nie zabiłem!
-Masz rację. Jeszcze!
W zasadzie to my nawet nie mieliśmy planów na wakacje. Chyba zostaniemy w Londynie.
-No po tobie Wilson bym się nie spodziewał że tak długo tu zostaniesz. - zauważył mnie gościu od matmy. Ale jakoś się nim nie przejmowałam. Wakacje!
-Obliczam średnią prędkość tych samochodów. - zaśmiałam się.
-Ta..Nie wątpię - poszedł.
Później Roxy i Dean poszli do domu strachów. Reszta postanowiła sobie darować.
Zobaczymy ich miny gdy wyjdą. Choć oboje mówią że się nie boją.
W między czasie pobiegłam z Kieranem na rollercoastera, a Nicole z resztą poszła na diabelski młyn.
***
-Dean?! - szukałam go wzrokiem.
-Łaa. - rzucił mi na głowę jakiegoś pająka. Myślałam że zawału dostanę.
-Ej! - otrzepałam się.
-Co się boisz. Tu nie ma nic strasznego. Aaaa! - krzyknął, widząc latające kości.
-No i kto tu się nie boi. - powiedziałam. Wspomniałam że jak się wystraszył to złapał mnie za rękę? Niee? To już wiecie. Cudowne uczucie.
-Dobra puść mnie! Przecież się nie boisz.
-Nnnie. - zająknął się. Spojrzałam na niego i wybuchnęłam śmiechem. Po jakimś czasie wziął mi pałeczki bo uderzałam nimi o wszystko co się dało więc dźwięki były głośniejsze.
Nikogo nie spotkaliśmy po drodze, ale było słychać jakieś krzyki.
Pod koniec wybiegliśmy z tego domu na dwór gdzie stali już wszyscy śmiejąc się z naszych min.
***
-Ha ha. Widzimy że fajnie i miło było. - prychnął Kit.
-Jasne że fajnie. Teraz wy idźcie.- Wepchali ich a ja się zmyłam póki nie zauważyli że mnie nie ma. Poszłam sobie pochodzić, pogadać ze znajomymi ze szkoły.
Usiadłam na ławce i spojrzałam na telefon. Po chwili słychać było dźwięk dzwonka.
-Słucham!
-Cześć. Pamiętasz mnie z lotniska?
-Czy 35 połączeń to nie za mało żeby dać sobie spokój? Pali się? Ktoś ginie? Czy o co chodzi? Skad masz mój numer, pewnie zapisałeś go jak zgubiłam telefon. Zupełnie nie wiem po co. - powiedziałam na jednym tchu nie dając mu szans na odpowiedź.
-Nie dam sobie spokoju. Możemy pogadać? Spotkać się albo coś? - spytał nie jaki Louis.
-Po co mamy się spotykać? Nie znamy się! Nie wiem czy jesteś jakimś pedofilem czającym się na nastolatki. - sama się zaśmiałam gdy to powiedziałam a on jeszcze bardziej.
-Czy jakimś no nie wiem kim. - dokończyłam.
-Nie. Nie jestem. Jedno spotkanie?
-Nie mam czasu teraz. Jest zakończenie roku. Bawię się teraz. Wieczór mam Imprezę. - rozłączyłam się. Naprawdę dziwny i namolny koleś.
Gdy spotkałam go na lotnisku miał koszulkę "Kocham Marchewki" Wtf?
Pokiwałam głową. i pomyślałam że musiałam odebrać bo ile można dzwonić.
-Emily Wilson! Zdrajco! Miałaś tam wejść z nami a ty sobie uciekłaś.- podeszli wszystko.
-Zasada równości. Sprawiedliwość musi być. Proszę, demokracja. Kto twierdzi że Wilson ma wejść do domu strachów? - wygłosiła Nicole. Wszyscy podnieśli ręce, czego się obawiałam.
-A że wszyscy już byli. Wchodzisz sama- wepchała mnie Roxy.
Nie mogę. Przeszłam jakoś normalnie przez ten dom strachów, nie widziałam w nim niczego takiego. Wyszłam po 2 minutach. I wzruszyłam ramionami, ziewając.
-Nie udawaj, nie udawaj. - rzekł któryś z chłopców.
Koło 5 poszliśmy do domu się po przebierać, żeby na 7 być na imprezie.
-I jak tam moja najlepsza córka się spisała? - spytała mama sięgając po kartkę z ocenami.
-Najlepsza? Jedyna!
Pff myślała że mnie zaskoczy. Ale to ja byłam najlepszą osobą w tym domu. Bo moi bracia?
No oni jakoś mądrzy i fajni nie są. Najstarszy jest dwa lata starszy, jest na studiach, a drugi rok. Rzadko bywają w domu.Ten młodszy częściej.
-No, no. Nawet dobrze. - powiedziała po chwili patrzenia.
-Nawet? Pff.
-Oczywiście matma..
-Bo ten gościu się uwziął! A wogóle nie mówmy o szkole. Mam wakacje!!
-Dobra, dobra. Co zjecie? - spytała.
-Nic. Najedliśmy się w szkole.
-Nie zdrowe jedzenie.. - rzekła sama do siebie idąc do salonu.
Po godzinie znowu wszyscy się zebraliśmy.
Roxy wyszła oburzona, wszyscy po jej minie wiedzieli że siostra coś zrobiła.
-Więc co tym razem? - spytałam.
-Nie zgadniecie! Przychodzę do domu, chciałam sobie zagrać na gitarze. I nigdzie jej nie było i nie było. Przeszukałam wszystko.
***
-Gdzie jest moja gitara?! - weszłam jej do pokoju.
-A gdzie twoje maniery i pukanie? - zapukałam w ścianę.
-Gdzie ona jest?
-Ja nic nie wiem. Ty masz syf w pokoju. Może posprzątaj i się znajdzie.
-Zawsze jest w jednym miejscu. Ty ją schowałaś. - powiedziałam już spokojniej.
-Pff.
Po 15 minutach kłócenia się wygrałam i oddała mi ją.
-Wiedziałam że tylko ty jesteś na tyle mądra. - wyszłam z pokoju.
Czemu ona musi mi aż tak dokuczać? Zrobiłam jej coś? Zawsze ona była tą lepszą, rodzice bardziej ją lubili. Ale to ja miałam prawdziwych przyjaciół.
***
-No to tak w skrócie. - opowiedziała nam Roxanne.
Weszliśmy na pięknie przystrojoną balonami i różnymi dekoracjami salę.
Muzyka wabiła do tańca. Nogi same się ruszały, a ciało za nimi.
***
Louis.-Zayn widzisz tą dziewczynę? - spytałem.
-Którą?
-Tą blondynkę, w białej koszulce!
-Widzę. Oo niezła. - powiedział i dostał w plecy. - No co?! Znasz ją?
-Tak. Znaczy tak jakby.
-To podejdź do niej na co czekasz.- wypchnął mnie do przodu.
***
-Cześć. - stanął obok mnie brunet w koszulce w paski. Przetarłam oczy, bo nie wiedziałam czy mam przewidzenia?! Co on tu robi?!

wtorek, 29 stycznia 2013

Rozdział 2



-Kto wogóle wymyślił szkołę?! Tylko czas nam zabiera. - zaczęła Roxy.
-Zawsze tak się mówi gdy się do niej chodzi. - odpowiedział Dean.
-Wolisz koncertowac czy się uczyć?
-Nie przesadzaj Rox. Za tydzień wakacje. Już się nie uczymy. - rzekłam.
-No i co z tego ale muszę wstawać rano.
-Mi to jakoś nie przeszkadza. Czuję smak wakacji. - przeciągnęła się w słońcu Nicole. Casper zasłonił jej ręką słońce, walnęła go w brzuch.
-Nie przeginaj!
-Cicho siedź. Co robimy? - spytała.
-Narazie siedzisz na ławce. - odrzekł Kieran.
-Ale odkrywczy jesteś.
-Ma racje! Chodźmy się przejść. - wstałam. - Sory chłopcy. Kobieca solidarność.
Pochodziliśmy pomieście. Wpadliśmy do Milkshake city.
Ktoś ciągle do mnie wydzwaniał ale miałam numer zapisany w telefonie jako Loui. Nie znam gościa i nie wiem co robi w moim fonie.
Wyłączyłam go i rzuciłam do torebki.
***
-Lou odłóż wkońcu ten telefon. - powtórzył Liam.
-No dobra. I tak nie odbierze. - rzucił i skoczył po marchewki.
Payne spojrzał na jego komórkę.
Wybrane: 15 razy : Dziewczyna z lotniska.
-Kto to jest? - pomyślał.
***
-Nocole. Skoczę jutro po ciebie przed szkołą. I pójdziemy po Roxanne. Chyba że ona woli iść z siostrą. Co Roxy?
-Nie! - krzyknęła.
Miała siostrę bliźniaczkę, lecz kompletnie inną.
Spokojną, ułożoną. Gdyby patrzeć na to inaczej były nie podobne pod względem zachowania, ubierania się. Susane to jej przeciwieństwo w 100%.
Dlatego chce miec z nią jak najmniej wspólnego.

-A wy? - spojrzałam na Deana i Kierana. - zostajecie u mnie?
-Jest twoja mama?
-Tak.
-Zostajemy. Uwielbiam jej dania.
-Napewno się ucieszy. Zbierzcie resztę zespołu. Możecie zostać na wakacje. Wiem że narazie nie musicie nigdzie jeździć.- powiedziałam i pod wieczór rozeszliśmy się a już cała czwórka chłopców poszła ze mną.
-Mamo! Mamy gości.
-Kogoś znowu przytargała do tego domu! - krzyknęła z salonu.
-Mówiłam że się ucieszy.
-Dzień Dobry pani Wilson!
-Oo to wy. No niespodzianka. - odpowiedziała mama.
-Ładnie pani wygląda.
-Dean! Nie podlizuj się! Miałeś mnie odwiedzić po miesiącu a przyjeżdżasz dopiero jak ona cię tu ściągnie. - pokazała na mnie palcem. Z resztą chłopaków śmialiśmy się i słuchaliśmy kazania. Moja mama ich uwielbiała. Nie jako zespół muzyczny. Jako ludzi.
Poszła do sklepu. A ja pokazałam im pokoje.
Potem brali po kolei prysznic, rozpakowywali się. Siedziałam na balkonie.
Nicole napisała:
-Mogłaś mi wcześniej że przyjadą! Dean <3
Była w nim zakochana po uszy, jak większośc dziewczyn. On o tym nie wie.
A jeśli chodzi o mnie to nie wiem. Nigdy nie patrzyłam na nich jako chłopaków do związku dla mnie. Ładni są. Ale dla mnie jako przyjeciele.
-Buuu. - spróbował mnie wystraszyć właśnie Dean. Przez niego nie miałam jak odpisać Nicole.
-Nie wystraszyłam się.
-Niee wogóle. Tylko skoczyłaś ze strachu.
Miałam okno tak ułożone że widziałam dom Roxy i widziałam że gra na gitarze elektrycznej. To jest dopiero rockowa dziewczyna.
-Twoja mama zrobiła zapasy na rok.
-Nie, poprostu wie, że jak przyjeżdżacie to co chwile coś śmiga z lodówki.
-Nie przesadzaj. Nie przesadzaj.
I wyobraźcie sobie że na drugi dzień miałam na 7 do szkoły.
Jednak z tą siódmą to przesadzili. Mózg jeszcze nie pracuje.
Przypomniałam sobie bo Rox nie lubi szkoły i raz mieliśmy sprawdzian z matmy o 7.10. Kto wymyślił sprawdzian o takiej godzinie!? Tak nasz kochany nauczyciel. Pan Smith.
I rozdaje sprawdziany i Roxanne zaspana pyta się mnie jak się nazywa bo jeszcze nie kontaktuje.
Cała klasa się zaśmiała słysząc to ale John ( nauczyciel) nie wiedział o co chodzi ale nam się dostało. Jak zwykle. Co ktoś gadał od razu: Wilson i Ryan.
-Co złego to nie my. - jako standardowa odpowiedź dla nauczycieli.
Nauczyciele ogólnie nie pałali do nas wielką sympatią.
Mówiłyśmy rodzicom że to oni nas nie lubią. Ale jak to zwykle bywa powiedzieli że jakbyśmy nic nie robili to by się nie uwzięłi.
Więc przed 7 wyszłam z domu ledwo przytomna i poszłam po Nicole. Po drodze dołączył do mnie Casper.
Posiedzieliśmy chwilę przed domem i wyszła. Teraz została nam Roxy.
Stanęliśmy przed domem. Wyleciała szybo z domu.
-Szybko bo...
-Roxanne Ryan! Wróć sie. - skierowała ją mama.
-Dzien dobry.
-Cześc dzieci. Roxy jedzie dzisiaj z nami samochodem bo chce spędzić czas z siostrą. - powiedziała a za nią Rox robiła dziwne miny.
Wpakowała ją do samochodu. Tylko mi napisała smsa: Zobaczymy się w szkole.

Więc w trójkę poszliśmy do szkoły.
Jak już pisałam dzisiaj też na pierwszej lekcji mieliśmy matme.
Smith oczywiście w garniaku i w dziwnym krawacie w czerowne kropki.
-Gdyby mu dać czerwony garnitur wyglądałby jak klaun. - szepnął Casper.
-I bez tego go przypomina. - dopowiedziała Roxy.
-Ryan! Chciałabyś się czymś podzielić z klasą? Czy może wyjaśnisz rozwiązanie zadania?
-Czemu ja? Ja nic nie mówię.
-Może i mam okulary ale ślepy nie jestem. Głuchy też nie! - powiedział.
-Ja tylko pytałam co pisze na tablicy bo nie widzę stąd.
-Pierwsza ławka jest wolna jesli chcesz. - wskazał jej miejsce pod biurkiem.
-Nie dziękuję. - udała że pisze.
Co za gość! Roxy jest genialna.
Następnie fizyka. Co za zrąbany plan lekcji. Ale na szczęście babka jest fajna i poszliśmy posiedzieć na boisku.
Room 94 dalej byli u nas gdy wkońcu nadszedł ten dzień.
Zakończenie roku, poszli z nami.
Mieliśmy takie świetne humory. strój: EmilyNicole, Roxy
Wylecieliśmy ze szkoły gdzie czekały na nas wakacje i wesołe miasteczko.
Tak! Przed szkołą. Chłopcy poszli sprawdzić swoją siłę, a część uczniów ponieważ byliśmy w szkole średniej. Muzycznej i nie tylko, mieliśmy lekcje śpiewu zaczęliśmy śpiewać.
Coś na kształt tego:
Takie wesołe miasteczko mieliśmy. Zachęcam do obejrzenia filmiku.
__________________________________________

No drugi rozdział za mną. Miałam taką wene. Ciągle w szkole pisałam.
Trochę was tu weszło od wczoraj, jak możecie to zostawiajcie komentarze

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Rozdział 1 / wstęp


-Przepraszam panią, ale nic nie poradzę. Trzeba czekać, tak jak wszyscy. - sztucznie się uśmiechnęła. Usiadłam spowrotem obok bagaży.
Super! Utknęłam na lotnisku nie wiadomo ile. Na dodatek sama.
Przynajmniej miałam laptopa. - pomyślałam. Poszłam do łazienki.
Ktoś we mnie uderzył i rozlał na mnie kawę.
-No zajebiście poprostu. - skomentowałam.
-Bardzo cię przepraszam. Nie zauważyłem cię.
-Jakoś przeżyje. Gorzej niż dzisiaj to chyba już nie będzie. - spojrzałam na moją białą bluzkę, która już raczej nie wyglądała na białą. Chłopak stał, nie wiedząc co powiedzieć.
Wyglądał na 20 lat, brązowe włosy.
-Jak ci to mogę wynagrodzić? Skoczymy na kawę? - spytał.
-Kawy już chyba wystarczy. Nie trzeba, dzięki, zapomnij.
-Dziwię się że nie piszczysz na mój widok.
-Bo nie jestem debilką? Po co bym miała krzyczeć?
-Nie poznajesz mnie? - znowu zadał pytanie. Same pytania! Pokiwałam przecząco głową. Wyglądał na zdziwionego.
-Louis Tomlinson. - wyciągnął rękę. - nic ci to nie mówi?
-Eee nie? Dobra, daruj sobie. - odeszłam.
-Ale.. - nie odwróciłam się tylko idąc pokazałam ręka żeby nic nie mówił.
Usiadłam spowrotem na ławce. Tamten chłopak znowu do mnie przyszedł. Wywróciłam oczami.
-O co chodzi? Kolejna niespodzianka?
-Nie, ale jak nie chcesz swojego telefonu to mogę go wziąść. Fajna tapeta.
-Spadaj od mojej tapety.Bardzo dziękuję za telefon. - rzekłam na domiar sztucznie że podszedł.
Zadzwoniłam do znajomego.
-Hej Dean! Pamiętasz swoją dłużniczkę?
-Emily! Co mogę dla ciebie zrobić?
-Gdzie jesteś?
-Siedzę na lotnisku w Manchesterze. Czekam na lot. Z Kieranem.
-Ja też tu jestem! Chodź pod okna tam gdzie masz wielkie plakaty redbulla.
Tak znam chłopców z Room 94. Poznaliśmy się na jakimś ich koncercie z początków kariery.
Zgubili się na mieście, trafiłam na nich, postanowiłam im pomóc i tak to się zaczęło.
Spotkaliśmy się po koncercie raz, drugi, dziesiąty.
Znamy się już ponad 3 lata. Przyjaźnimy się. Prawdziwe świrusy z nich.
A jeśli mowa o przyjaciołach to od 10 minut powinnam być w Londynie! Za godzinę będą na mnie czekać.
-Emily- zbliżali się.
-Jak miło was widzieć. Miałam lecieć do Londynu ale coś jest z samolotem.
-Chodź z nami. My też jedziemy.
-Lecimy. - poprawił go Kieran.
-Oj czepiasz się. Chodź Emily. A czemu masz na bluzce wielką brąz..
-Cicho! Zero pytań! - przerwałam mu.
Jakie szczęście że byli w Manchesterze. W Londynie pojechali ze mną do domu bo chciałam zostawić bagaże i się przebrać, a oni też się chcieli spotkać z moimi znajomymi. A raczej naszymi bo oni ich doskonale znali.
Przebrałam się

A oni zadzwonili po taksówkę. Nie obyło się bez wygłupów.
Przez szybę samochodu zobaczyłam że już czekają. Roxy oczywiście zniecierpliwiona.
Miała pałeczki do perkusji jak zwykle to stukała o ławkę.
Casper gadał do Nicole która znowu siedziała na telefonie.
-Wróciłam! - wyszłam z pojazdu. - wiem że się stęskniliście! Nie musicie mówić.
-No nareszcie. Ale nie przesadzaj. Pojechałaś tylko na weekend i na dodatek wróciłaś w sobotę. Skróciłaś swój pobyt u cioci. Oj obrazi się. - wypowiedziała się Roxy.
-Oj tam.
-Oo mamy gości. - rzekła Nicole w kierunku Kierana i Deana.
-Mamy mamy, uratowali mnie z lotniska.
-No znając ciebie to miałaś jakieś kłopoty. - dopowiedział Lee.
-Nie naruszaj tematu.
-Wiedziałem. - zaśmiał się.
-Głupku! - rzuciłam się na przyjaciela i rozwaliłam mu całe włosy. Wziął mnie na barana i zaczął biegać.
Roxy udawała że gra na gitarze, Dean i Kieran zaczęli śpiewać. Nicole leżała ze śmiechu.
Jednak przyjaciele to są najważniejsi. Zaczęliśmy się śmiać. Ludzie się patrzyli co nam nie przeszkadzało. Przyjaciele to przyjaciele.

_____________________________________________________________

Witam wszystkich na moim nowym blogu. Mam nadzieję że będziecie czytać. :D
Pierwszy rozdział krótki bo to wstęp ale obiecuje że kolejne będą dłuższe.
Polecam sprawdzić bohaterów żebyście wiedzieli kto jest kto.
Polecam:
www.steal-heart.blogspot.com
www.unusual-direction.blogspot.com
www.your-action-speak-louder.blogspot.com
www.superhuman-is-here.blogspot.com
www.live-while-you-are-young.blogspot.com