-Wyjechałaa! - krzyknął Kieran kiedy Nicole odjechała.
Ja siedziałam przy oknie i myślałam, o siatkarzu którego wczoraj poznałam.
-Taak. A dzisiaj wraca Caspar! - ucieszyła się Roxy.
Uśmiechnęłam się szyderczo.
-Co knujesz, Emily? - spytała. Zna mnie na wylot. Poruszałam brwiami.
- O której on tu będzie? - spytałam.
-O 14.
-Idealnie.
Poszłam na góre, ubrałam krótką sukienke. Przed 14 Roxanne wypatrywała go przez okno.
Wyszłam z domu, zobaczyłam, że idzie. Zachaczyłam go niechcący torebką.
-O przepraszam, nie chciałam. Dzień Dobry. - wcieliłam w życie mój plan.
-Ależ nie ma za co, piękna. Nigdy cię tu nie widziałem. Nowa sąsiadka?
-Można tak powiedzieć. - odpowiedziałam.
-Gdzie moje maniery. Nie przedstawić się tak pięknej kobiecie. - myślałam, że pękne. - Caspar.
-Emily.
-Masz tak piękne imię jak moja przyjaciółka. A na nazwisko?
-Wilson.
-Patrz nazwisko też się zgadza.
-Nie żartuj Caspar. Naprawdę? Znamy się tyle lat. Co uświadamia że faceci są tacy sami. Roxy czeka na ciebie w domu, ale pewnie już leży ze śmiechu. - odwróciłam się i weszłam do domu.
-Emily! Nie.. Ja.. Nie poznałem cię!
-Przepraszaj przepraszaj.
-Spoko stary, ja też jej nie poznałem. - na jego ramieniu rękę położył Styles.
-Emily! - westchnął głęboko. - Ja pierdole! Wygladasz bosko.
-Caspar! Hamuj sie! - krzyknęłam. Uderzając ręką o czoło, prawie robiąc facepalma.
-Really sorry!
-Faceci.. Wnętrze kobiety jest ważniejsze, a nie tylko wygląd.
-Ma racje.
-Dzięki Loui. - przybiłam mu piątkę. - solidarność.
-Zawsze. - uśmiechnął się.
Chciałam go zapytać czemu był taki zły na mnie, po tym jak Matt zaprosił mnie na mecz, ale wolałam nie.
Dziwnie wybuchnął. Jakbym mu się podobała...Hahahaha niee to nie możliwe. Tego nie biorę zupełnie pod uwage. Ja mam się podobać Louisowi Tomlinsonowi. Hahahaha lepszego żartu nie słyszałam.
-Nie czuje się najlepiej. Kręci mi się w głowie, zaraz się porzygam. - położyłam się na łóżku.
-Może jest w ciąży. - Dean powiedział do Roxy.
-Shut up. - odpowiedziałam. - może się źle czuje, ale nigdy nie wątp w mój słuch, kochany.
-Emily ma racje. - Roxy jak zwykle się zgodziła.
-Co jak co ale mnie też boli brzuch. - odparł Tommo.
-Jedliście coś dzisiaj na mieście? - spytał opiekuńczy Daddy Payne xD
-Tak, było otwarcie nowej knajpy. -to było wytłumaczenie.
Po godzinie leżeliśmy, wijąc się z bólu, i na dodatek z gorączką.
Zadzwonili do Paula i zawiózł nas do szpitala.
Wszystko migało mi przed oczami, czarne plamki, Roxy, ktoś tam jeszcze. Nie mogłam normalnie myśleć.
Ale miałam iść na mecz Matta! Oczywiście wszystko szlak trafił.
Ostatnimi moimi słowami zanim odleciałam po zatrzykach przeciwbólowych były:
***
Oczami Roxy.
-Roxy, zajdź do domu dziecka, niedaleko nas, oddaj nasze wejściówki. Dzieci będą szczęśliwe. - powiedziała Emily.
-Złota kobieta. - potwierdził Liam. - jadę z tobą. Ucieszą się jak nas zobaczą.
-Malik! Zaayn! Kuźwa gdzie on znowu polazł? Niaall! - chodziłam z Harrym po korytarzu szpitalnym w poszukiwaniu dwóch członków zepsołu One Direction, którzy tajemnie zniknęli. xD
-Bufet! - pstryknęłam palcami.
Pobiegliśmy tam, zrobiłam wielki ślizg. I tego się obawiałam, byłam tak rozpędzona że wpadłam w poślizg. A prosto na mnie spadł Harry. Leżeliśmy na środku korytarza szpitalnego dusząc się ze śmiechu. Niall widząc nas zaksztusił się babeczką. A Zayn wypluł sok.
I tak oto kończą się wizyty One Direction gdzie kolwiek się pojawią.
Ochrona nas podniosła i chciała wyrzucić. W porę zjawił się Paul.
-Przepraszam pana, rozumie pan, to jeszcze niewyrośnięte dzieciaki. Spokojnie, już ja ich przypilnuje.
- stanął przed nami Paul. Ciągnąc za nogi po korytarzu wpakował nas do samochodu.
Zabierając także Nialla i Zayna, którzy pakowali w siebie babeczki. Dobraa, tylko blondyn jadł.
-I patrz Paul co zrobiłeś! Moja biała koszulka już nie jest biała. - zgrywał się Harold.
-O jejku. - prychnął Paul. - straszne. Dzieciaki czekają, ruszać sie, jedziemy.
-Paul? - podlizał się Niall.
-Słucham.
-Mogę poprowadzić? - spytał milutko.
-Yyy..niech pomyślę...Nie!
Niall usiadł spokojnie na fotelu.
-Masz babeczkę. - podałam mu. Uśmiechnął się szeroko.
Ja z Harrym usiadłam naprzeciwko siebie. Ciągle chciało nam się śmiać.
-Zayn Zayn Zayn Malik! - zawołałam, a ten kiwnął brwiami żebym mu powiedziała o co chodzi.
-Masz koszulke z soku pomarańczowego. - zagryzłam wargę.
-Moje fanki polecą na mnie, czy będę czysty, czy brudny. Także wiesz. Luzik! - machnał ręką, a ja go naśladowałam przez całą jego gadkę. Gdy to zobaczył chciał mi chwycić rękę, a pomiędzy nami był Nialler i nie chcący walnął blondyna że babeczke miał na policzku.
-Eeej. Nawet nie można zjeść spokojnie. A jedzenie jest najważniejsze. Zaraz po jedzeniu jest spanie, jedzenie, koncerty, jedzenie, toaleta, jedzenie...
-I najważniejsze: Jedzenie! - dokończył Liam.
-No właśnie.
-Wy się tu śmiejecie a biedna Emily i Tomlinson cierpią z bólu.
-Wiemy, Daddy że ci ich szkoda, jak wszystkich, ale nie możemy im pomóc. - uspokoiłam się.
-Najważniejsze że damy bilety dzieciakom. - rzekł lokowaty.